Solidne podstawy to zawsze swoista dobra wróżba na przyszłość i doskonały element twórczy. Bo jak coś jest zbudowane na konkretnym, solidnym gruncie to jest mocne, stabilne, trwałe i nie do ruszenia, na wieki wieków. Amen. Taka maksyma dotyczy zawsze moich stołów i stolików. Zawsze mi się trafią tak solidne, że aż pierońsko ciężkie i nie lada wyczynem jest je przesunąć. I ten w jadalni i w salonie wymaga sporego nakładu siły, aby zmienił położenie. Żarty żartami, ale fakt faktem, że stolik salonowy nie pasował do stylu i efektu jaki chcę uzyskać w tym pomieszczeniu. I tu sedno sprawy się odkrywa, co z tego, że takie solidne jak denerwuje i nie pasuje. Od dawna chciałam go zmienić i wiedziałam od razu, że nie będzie stał u nas na wieki. Zapytacie dlaczego go kupiłam? Odpowiem szybko: Był w komplecie z wypoczynkiem. Pan, od którego kupiliśmy meble nie rozdzielał kompletów. Leciały do sprzedaży zawsze tak jak były przez niego kupione. Komplet kupił – komplet sprzedawał. Mebel jak już stanął u nas w salonie, to został odznaczony z morza potrzeb. Na liście było jak to zawsze wiele ważniejszych, pilniejszych rzeczy. Miałam nawet cichą nadzieję, że marmur okaże się nietrwały… zmienimy blat… Uwierzycie, że kanapa jest dużo lżejsza od stolika? Jest tak solidny, że nic go nie ruszy i jeszcze do tego mój mąż niestety bardzo go lubi. Więc, przyszło samo rozwiązanie- w jego biurze stolik stanie. A do salonu czas na nowy! Nareszcie. 🙂
Nowy stolik niestety nie okazał się wcale lżejszy, ba nie skłamię jak powiem, że jest jeszcze cięższy. Na szczęście jest biały i ładny 😉 Wykombinowany, bo to mnie zawsze najbardziej cieszy. Nie ukrywam, że szkicując projekt stolika, wzorowałam się na stolikach z Restoration Hardware ( zdjęcie jednego poniżej). Uwielbiam ich wnętrza, styl, meble, dodatki- są po prostu genialne. Oczywiście z przyczyn oczywistych pozostają tylko w sferze marzeń. Co najwyżej mogę powzdychać i zainspirować się….. Podstawą stolika i elementem nadającym cały charakter meblowi są toczone nogi… swoją drogą takie solidne podstawy…
Mój ma chyba jeszcze potężniejsze te nóżki ( ok 20 kg jedna). Nogi wytoczył mi miły pan stolarz- Franek, którego niestety nie poznałam. Do realizacji stołu zostało zaangażowane pół rodziny, a najbardziej mój teść, który dopilnował całkowicie mojego projektu od a do z. Tutaj wielki szacun dla Pana Franka za jakość, a Św.Mikołajowi za wymarzony prezent. 🙂 Nogi przyjechały takie solidne, że ciężko było mi jedną podnieść. Swoją drogą chyba przesadziłam z rysunkiem i wymiarami. 🙂 Stolarz już nie był pewien czy podałam mu wymiary w milimetrach czy centymetrach.. hi hi. Wracając ….. Nogi są, ja szczęśliwa i wtedy ktoś rzuca pytanie:
– A po co ci aż cztery kwietniki? Hi hi…
– Hm … przecież na oko widać, że to nogi do stołu….., potrzebny jeszcze blat…. – niestety chyba tylko ja miałam wizję tego mebla w wyobraźni…
Blat pierwotnie planowałam przełożyć, ze starego kupionego stołu, ale potrzebne były dwa o takim samym wymiarze. I tu już sprawa się nieco skomplikowała. Ciężko o dwa takie same stoły, dlatego blaty są również wykonane na zamówienie z drewna bukowego (o wymiarach 110x160cm). Dzięki temu mogły być jeszcze bardziej podobne do tych na zdjęciu powyżej. Zależało mi na tym, aby były widoczne łączenia drzewa. Lakierowaliśmy sami i voila gotowe.
Poniżej zdjęcie z poprzednim stołem.
Ulżyło mi bardzo jak wynieśliśmy stary patetyczny stół ( lwie łapy stołu przeniosły się tam gdzie lwie głowy wiszące). Kiedyś Wam pokażę nasze staromodne, domowe biuro. 🙂 Teraz czas na ciąg dalszy salonowych zmian. Skoro się powiedziało A to pora na kolejną literę alfabetu, B jak Bookcase :-))
Pozdrawiam i do następnego,